Oceń
Do zdarzenia doszło w piątek 27 stycznia. Samolot Emirates (nr lotu EK448) wyleciał z Dubaju o godzinie 10.30. Zgodnie z rozkładem maszyna miała wylądować w miejscu docelowym, czyli lotnisku Auckland w Nowej Zelandii, 16 godzin później.
W trakcie lotu, po kilkunastu godzin spędzonych w powietrzu, pasażerowie dowiedzieli się, że muszą wrócić do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Niecodzienną historię przywołał portal Wirtualna Polska Turystyka.
Zobacz także: Polscy turyści utknęli w Maroku. Na samolot do Warszawy czeka 180 osób
Spędzili w samolocie 13 godzin. Wylądowali na lotnisku startowym
Samolot Emirates był mniej więcej w połowie trasy, gdy piloci podjęli decyzję, że muszą zawrócić. Tuż po północy, czyli po ponad 13 godzinach, maszyna wylądowała z powrotem w Dubaju.
Okazało się, że było to konieczne z uwagi na zamknięcie lotniska Auckland. Największe miasto Nowej Zelandii dotknęła bowiem gwałtowna powódź. Władze wprowadziły stan wyjątkowy i zamknięto na dwa dni tamtejszy port lotniczy.
Przedstawiciele nowozelandzkiego portu opublikowali w tej sprawie post na Twitterze. "Lotnisko Auckland oceniło uszkodzenia naszego międzynarodowego terminalu i niestety ustaliło, że żadne loty międzynarodowe nie mogą dziś działać. Wiemy, że jest to niezwykle frustrujące, ale bezpieczeństwo pasażerów jest naszym najwyższym priorytetem" – napisano.
Feralny lot został przełożony na niedzielę 29 stycznia. Samolot pasażerski wyleciał z Dubaju tuż po godz. 11.00 i dotarł do Nowej Zelandii o godz. 11.20 w poniedziałek (30 stycznia).
Złe warunki pogodowe w Auckland miały wpływ na inne loty Emirates. Sobotni EK448 został opóźniony o ponad pięć godzin, a niedzielny EK448 został całkowicie odwołany.
Jak podano, w piątek 27 stycznia niemal 2000 pasażerów zostało zmuszonych do spędzenia nocy na lotnisku w Auckland.
Źródło: Wirtualna Polska Turystyka
Oceń artykuł